-
Oszczerca
Krzyczy mój umysł głosem potwora,
ciemnej zjawy ukrytej pod maską
I krzyczą me oczy sparzone w płomieniach.W sercu "czystym" wierci dziury,
Kąsa grzechem, poi szaleństwem.
Poczułem...........
Na dnie umysłu, purpurową żądzę
Dłonie w łańcuchach czasu
I ogień..............
Wił się u stóp jego,
jak węże wokół mnieWitaj mój grzechu, cierniu mego serca
Kuźnio mych potknięć, tyranie swojej dumyNie modlę się już do żadnego boga
Skrywam sekrety zimnych proroctwOwijam się jego słodkim pochlebstwem
Powrót
W niemych dłoniach zabłysł mocy żar
I taniec...........
W oczach przeklętych płomieni
Na pierścieniach wiecznej potęgi
I krzyk..........
Depczący gorzki zamysł kłamstw
Pogardą dla oszklonych bohaterów
Witaj przebiegły demonie, oszczerco wszelkich prawd
Bluźnierczy twój taniec głaszczę jak piach -
Czekam na Wiatr
Stępione naturalne instynkty
Zbezczeszczony obraz człowieka
Prastare świątynie i kultury stratował
bogobojny tupot wypraw krzyżowych
Chrześcijaństwo ponad wszystko
Ich pokaleczeni kulawi kapłani
Selekcja w imię chorobliwej religii
Dwulicowi kreatorzy społeczeństwa
z krzyżem na piersiach i mieczem u boku
Wasz bóg to antagonista!!!!!!!!!W moich murach modlitwa umilkła
Żądzy cierpliwość głaszcze me włosy
Zwyciężam strach i dostrzegam prawdę
Godność i moralność to wymiar spojrzenia
Zamykam serce dla kłamców
Ma świadomość na szali obłęduZagubiony w ścieżkach nocy
Wszechrzeczą patrzę na czas
Przeklinam swoją naiwność
Czekam na wiatrPowoli się poruszam niczym mrok
Dokładnie pożeram swą słabość
Umysł jak glina, rzeźbię mą twarz
Czekam na wiatrTu tylko krew jest wymiarem sprawiedliwości
I tylko cierpliwość prowadzi do prawdy
I to ty, człowieku, nazwij się zbawieniemTak słodko jest płakać we śnie
Zapomniane odwieczna prawa
Powrót
Nieubłagany bóg milczy
Jeziora łez i cierpienie wylane w jego imieniu
Niewolnicy grzechu usychają
Starzy i schorowani pokutują na ulicach
Czciciele uduchowionej władzy
Kurz przesłania zdrowy rozsądek
Wstań i obudź swe życie
To czas by określić siebie
To czas by wznieś się ponad pokorę -
Dzień Gniewu
Głowy owinięte cierniowymi koronami
Przyozdobione na krzyżach chwały
Podnoszą ciężkie powieki oczekując sąduŚwiat płonie w boskiej wojnie
Tłumy kroczą krwawą falą
Ciężar grzechu gniecie umysły
Serca wypalone przez wieczną ranę
Potępione niemowlęcia w krzykach rozpaczy
przyjmują cierpienie
Kolejne młode pokolenie pije cierpką krewPrzede mną przepaść zrodzona przez winę
Z pianą na ustach buntownicy dokonują wyboru
Zaślepieni wolnością popełniają samobójstwa
W niemocy i nieświadomości ginę, ginę, ginęOdrodzony w dualnym odniesieniu
Tańczę na pogrzebach przodków
Pohańbiony raz jeszcze przeklinam krzyżNadszedł wielki czas gniewu
W godzinie zero schlebiam upadłym
Wstydzę się, że byłem dzieckiem jezusaTeraz z nożem nad jego ciałem
Powrót
Prowadzę sekcję zwłok, i stwierdzam:
Był zwykłym chorym głupcem
Zgnił, zgnił, zgnił, zgnił..................... -
Płonąc o Świcie
I cisza, kiedy płacz ptaków milknie o zmroku
I cisza, kiedy dźwięk życia na chwilę umieraNadchodzę głębią ciebie
Uwalniam twój strach, gdy pragniesz
Zmieniam nudę w dążenieChodź ze mną, nakarmię cię słowem
Chodź ze mną, zapomnij o obłudzieRozszalały ogień pali mój mózg
Budzę swą nienawiść, gwałcę senny smak
ścinam głowy zdrajców pijących łaskę boga
Modląc się do niego, plują mu w twarzI cisza, kiedy świt rozrywa me powieki
I cisza, kiedy gwałcą mnie wbite przysięgiSzarpany przez głodną pokutę
Czuję gorycz i wściekły ból
Me natchnienie dusi uczucie pogardyPodążam ścieżką martwych błaznów
Powrót
Zwęglone nagie filozofie drżą
W lochach pełnych krzyków odnajduję klucz
Huraganem mieczy zatrzymuję czas