- Uśpiony Krzyk
- Brudne Białe Skrzydła
- Miłosierna Agonia
- Litość to Strach
- Psychiczna Degradacja
- Milczący Obraz Ów
- Poćwiartowane Uzależnienie
- Ostrze Inkwizycji
- Bezimienny Tron
- Płoń do Swego Piekła
-
Uśpiony Krzyk
Moje oczy już nie chcą więcej patrzeć na ten ból
Moje uszy nie chcą słyszeć o cierpieniach
Moje ręce nie chcą zmywać twoich ran
Moje usta nie chcą błądzić w twojej "prawdzie"Pełzam w bagnie, klnę w stronę słońca
Obmywam krwią moją chorą świadomośćTak, jestem grzechem,
lecz nie pierwszym zrodzonym w tym bólu
Jestem straconym w twoim przeznaczeniuTwoja męka jest pasją
Umarłem dla was, nienawidzę go!
Jestem uskrzydlony, tonę w śmiechu
Przeznaczenie w tobie-Chodź do nas-
Jestem słowem mego mistrza
Powrót
Jego tworem w twoich rękach
Jego hańbą, a twoim cierpieniem -
Brudne Białe Skrzydła
Moje dzieciństwo to pomnik obłudy
Rosłem karmiony bogiem mych przodków
Usypiałem ze znakiem krzyża,
którego nigdy nie rozumiałemBłyszczały me oczy światłem gwiazd
Przedzierały się pragnienia przez mury ciałPatrzę w niebo na błękit przestworzy
Zerkam w głąb. Gdzie ma być raj?
Me życie to nie śmiech, ma droga to nie ścieżka ubita przez ciebieTrzepoczą białe skrzydła już bez nadziei
Smutne łzy twe płyną jak krew z niechcianej rany
Puste są słowa gdy wiatr je już rozwiał
A ty wciąż zabijasz w imię przeznaczeniaOdległy płomyk grzeje mnie mocno
Żar jego słów rozbrzmiewa we mnie
Płynę szlakiem jego prawdy
Kroczę ścieżką moich żądzPełen gniewu, kołysze mnie wiatr
I spokojem rozpieszcza czasMoje życie to piekło twego raju
Twoje słowa to fałsz utopiony w błocie
Twe przekleństwo to jak krok do przoduMoje życie to strach - kłamstw!
Powrót -
Miłosierna Agonia
Miłosierne przeznaczenie błądzi gdzieś w umyśle
Mkną obrazy pięknej chwili
Kreślę drzwi w moim sercu
Gdy ciernisty owoc rozwianej nocy
połykam w blasku księżycaTak, w blasku księżyca stałaś pokryta cieniem
Taka znana, a jednak odległa
Dłonie pokryte rosą miałaś,
a włosy jak płatki różyCzarne twe szaty rozwiewa wiatr
Rozkoszny twój dotyk pokrywa mnie takGdy pętlą snu owijasz me ciało
Kolce głęboko wbijasz
Jak sęp mnie rozrywasz
Me blizny goreją, gdy ty czekasz na krokGłębia mych spętanych snów
i twe usta pełne kłówPrzestaję pić nektar zawiści
Rozżarzony jak stal roztapiam się w mgle
Ty jak widmo uciekasz w nocZwiędły już kwiaty wokół mnie
Powrót
i ptak skrzydłami wzniecił wiatr
Mocno trzymam, gdy krew tak tryska
Strumieniem żądz odpływam w dal -
Litość to Strach
Zabliźniałe myśli w rozdartym umyśle
Porozrzucane ochłapy ohydnego amoku
Krwawią moje oświecone myśli
I żal w królestwie mego snuO, panie wiecznych fal!
O, mistrzu wszelkiej prawdy!Zgasły już czarne słońca, ponad mną teraz świt
Nagi pejzaż mego umysłu
pnie się po schodach żywych słów
Półmrok rozświetlił brzask
Strumienie mych trosk cichną
Cichną porwane przez wiatr
Oblodziały strumień krwi pulsuje
pchany oddechem-W litości strach-
Spójrz na świat, na drogę,
pasterzu własnego losu
Oblubiona wtrąca kamień, otulona rzuca głos-Płacz-
Szum źródła głodu
Czas to wiatr otruty jak drzewa
Palony w słońcu kłamstw-Płacz-
Litość zabrała strach
Powrót
Razem przepadam w górę po świat
Atramenty błotnych chmur. Zima cierni mej krwi
Kocham mówić z progu. Moje życie jest mgłą
Piętno już zgasło. Otrułem stary korzeń -
Psychiczna Degradacja
W zwierciadle czarnym jak słowa
Spójrz, te krople myją twą twarz
Wirus ekstazy leczy głębokie pragnienie
W czerwonej poświacie ty jesteś jak on
Wspinasz się na orbitę
Martwa jesteś - nie słyszęPowracam w głąb
Gubię, wznoszę, obracam wodę
Twoje astralne wnętrze budzi podziw
Pani wieczności! Pragnę tej krwiZNOWU BOLI
Okrywasz się maską
JA CIERPIĘ
Topisz się w słońcu
WZNOSISZ WZROK
Przeklęta jak on
CHCĘ UJRZEĆ
Dajesz rozkosz
OBLICZE PRZYSZŁOŚCI
Piekielnym oddechemZaglądam w oczy nienawiści
Padliną dokarmiam mój świat
Nędzarzem nazwany przeklinam was
Topię swe czyste dłonie w błocie martwego snu
Odejdź szyderco płaczący znówŚpisz w mym pragnieniu
Powrót
Ten krok był ci potrzebny
Ta śmierć nie ma znaczenia
Te rany są tylko odbiciem zwierciadła,
w którym mieszkasz
Ta ścieżka jest ślepa jak oni -
Milczący Obraz Ów
Umilkły wszystkie gwiazdy
Wielka burza już minęła
Teraz nastał zmierzch i pierwszy promień światła
Jakże wiecznegoO, słowo brzmiące chwałą!
O, potęgo wiecznej prawdy!Ty jesteś panem, panem tego świata
Imię twe przeklęto
Na wieki, aż do końcaZatarty mozół stwórcy nie znaczy tyle co ty
Klątwa proroków już nie ma mocy danej im
Wstrętny odór dusz przeżarty po czasie jego słów
Ogień spalił grzech-I ty, pośród mrozu fal-
Chodź do mnie - po cierniach i błocie!
Chodź do mnie - po ślepych ścieżkach!
Chodź do mnie - po kłamliwych słowach!Nie ma już cierni w mym sercu
Powrót
Utrapiony obłok ich
Odbite echem, rosnące w ton
Minione pośród czasów
Zaprasza nagły twór melodie moich snów -
Poćwiartowane Uzależnienie
Ciasny sen w zagubionej burzy słów
Oniemiałe stada gromkich pomruków
Zabite kolonie utopijnych arkuszySklepienie ciasnych kątów
Miazga powielana nieustępliwością
Wzrok ciemnej próżni
Dzikie, piekielne pragnienia
I wy, przesłonięci prozą kpinyWstałem zimny jak otchłań
Wynurzyłem się z zawistnym uśmiechem
mego twórczego ciałaPuste twe oczy o świcie
Bojaźliwy bełkot naświetlonych łez
Twe ciało drżące i małe
Znów padasz jak zbite szkłoSkulony pochód pomazanych trosk
Groźne szepty zamaskowanych braci
Ciche żądze wybijane rozdartym sercem
I paznokcie wbite w wieko trumnyBajeczny anioł gdzieś na ekranie snów
Stare owoce gorzkich słów
Wczepione umysły w ewangelie gróźbSyczę jak pulchne ziarno
Kiełkuję w betonowym uścisku
Wczoraj byłem prądem, dziś jestem tamą
Wywrócony rzygam w wirzeSzare kotary kołysze noc
Powrót
Twój mały płomień dogasa
Po co przygniatasz niemowlę wbijając w oczy gwóźdź?
Dlaczego kłamiesz budując z piasku ród? -
Ostrze Inkwizycji
Pod wielkim ostrzem czarnej inkwizycji
Wlokłem wiedźmę i stos innych trosk
Wlokłem jędzę brudną i dziką
Drwiłem, ganiąc końca biczem jąTrwało to jakby dwa wieki udręk chorych przodków twych
Wszak cielesnych jak i jaGłodne to dziecię z małymi oczkami
Chude i chore bez matczynych rąk
Miałbym go nie wziąć, otulić, nakarmić i być?
Czy z nim? Sam nie odpowiem. Dzwoni już dzwon.
W ławkach ci sami widzieli je
Te malusieńkie płaczące - weźPod nagim ostrzem tysięcznej inkwizycji
Wlokłem wiedźmę starą jak trąd
Wlokłem za włosy zdzierając brukStary był człowiek, opowiem wam
Siedział przy ścianie skulony jak w mróz
Jęczał przed nami prosząc o litość
Stracił swe nogi walcząc o kraj
Rodzina zginęła, bo taki już los
Karmić go chciałem, gdy dziwny traf -
ma własna babka kopie go w kąt
Zabrzmiał ten dzwon. Co robić?
Idę. Tam ładny front.Pod żywym ostrzem swej inkwizycji
Wlokę tę wiedźmę, nie wiem już skąd
Jest dziwnie czysta, nie do poznania
Zdziwić by mogła ta nagła zmiana
Nie, nie wierzę, to czary jędzy wpędzają mnie w błąd
Ja byłem w ławce, kościelnej sadzawce
Ja ręce plotłem z nadzieją tą
A ona co? A ona gdzie?Pod żywym światłem powiał w nią wiatr
Ta stara wiedźma to przecież ja-Jesteś zbyt wysoko, by zobaczyć jak jesteś nisko-
Powrót -
Bezimienny Tron
Chrońcie swego boga, nawałnica nadchodzi
Uciekajcie przed wiatrem
Pełnia prawdy nabrzmiewa
Zachód głupoty i nadziei
Teraz szukajcie schronienia
Zmiażdżą was stopy potęgi i słowa mej prawdyZamknięte wrota przed chciwą dłonią
Zamilkły ołtarz obdarzony pokorą
Bezimienny tron wzywa do wiary
Szaleniec bez skrupuł wygłasza fałsz
Pełzasz przed symbolem
stworzonym przez siebie
Jesteś marionetką własnego strachuObudź swe oschłe życie
Odsłoń oczy przed prawdą
Przestań pluć w ukryciu
Nie wskrzesisz martwych słówZamknięte są oczy dyktatora
Zakazany jest widok ów
Niemożliwy jest dla was raj-Pluję w twarz tyrana-
Idzie armia głodnych dusz
Idzie hańba waszych myśli
Idzie świat pełen prawdy
Idzie zemsta na tronie chwałyNadchodzi potęga przeklęta na wieki
Budzi się rozkosz waszych pragnień
Uśpieni powstańcie, by krzyczeć-Umarli zawsze będą płakać-
Powrót -
Płoń do Swego Piekła
Pod błękitem błądzących oczu gór
Nad głowami chylących się chmur
Tłoczyły się słowa modlitwą waląc w murMówił blady Mesjasz:
Jestem królem
Chwalcie mnie w swych pieśniach
Jestem jedynym synem tego ów ojcaCierpkie jak wino potoki leją się - ból, rozpacz i strach
Czarne jak symbol myśli gubią się- pragnienie, wolność
i cud
Ręce i słowa goryczą prą do stóp swego panaNie płaczcie, gdy stopy wasze w cierniach
Jam przecie miłosierny, a raj dla was prawdziwyŻłobią strumienie ranne z płaczu bruzdy
Kuleją kapłani sparzeni żądzą
Dzieci jak ryby zebrane w jednym koszuGdym głodny,
przynieście mi swego jadła do ucha kapłanów mych
Gdy serca wasze w bólu,
pokorą obdarzcie ołtarz mójZniewieściały i wyblakły od wieków już
Przegniły i stary jak świat u waszych wrót
Niejasny i zagubiony w wierszach swych własnych strofOjcze, czyż nie ty w mym głosie?
Siło, czyż nie ty w mych dłoniach?
Ojcze, ojcze niebieskiGdzie jest wasz miłosierny pies?
Czy dane wam było cierpieć?
Czy dane wam będzie cierpieć
w imię kostuchy i waszego boga?Pal się w swoim piekle, smaż się w swojej smole
Martwy jest wasz bóg!
Powrót
Martwy i niemy. Już dawno zgnił!